Agnieszka Bińczycka

Uniwersytet Grochowski

Data napisania

2024

Pokój nastolatki, fot. nieznana, Warszawa 1991, Grochowskie Archiwum Społeczne.

Pokój nastolatki

Sąsiad przyczłapał w pasiastej pidżamie i rozdeptanych kapciach. Kazał mi wziąć zeszyt i długopis, po czym przedyktował swój pean na cześć Jaruzelskiego. Mieszkał na Grochowie od zawsze. Kiedy ja się tu wprowadziłam jako sześciolatka, był już bardzo stary, a jego żona Irena opowiadała mojej mamie, że byli pierwszymi lokatorami. 

 

Najpierw wybudowano blok. Pierwsi lokatorzy mogli wybrać sobie mieszkania, więc zadowoleni z tej możliwości, wprowadzali się do lokali z widokiem na łąkę, na której pasły się krowy. Cisza, zieleń i przestrzeń już w połowie lat 70. zamieniły się w dumę ówczesnej władzy — asfaltową, dwukierunkową Trasę Łazienkowską. Od tamtej pory pani Irenka już tylko narzekała na hałas, a jej mąż — na astmę. 

quote

W kuchni z magnetofonu Grundig rodzice puszczali co rusz jakiś kabaret polityczny.

W kuchni z magnetofonu Grundig rodzice puszczali co rusz jakiś kabaret polityczny. Bez cenzury i po bandzie. Znałam te teksty na pamięć, nawet mnie śmieszyły. Byłam poważna i dorosła, choć miałam kilka lat. Może za szybko rosłam, a może za dużo czytałam, szczególnie tych książek, które były ukryte przed dziećmi w drugim rzędzie na półce. Za stara na dziecięce lektury, za młoda, żeby wielbić jakąkolwiek władzę i rozumieć polityczne niuanse. 

 

Mieszkaliśmy naprzeciwko Rawaru, wielkiego zakładu, który produkował urządzenia radiolokacyjne, głównie na eksport. Przystanek miał taką nazwę jak zakład. Przeprowadziliśmy się na Grochów ze Śródmieścia ponad czterdzieści lat temu. Ale to była prowincja! W Śródmieściu wszystko było pod nosem: kino Luna w tym samym budynku, Hortex z pyszną ambrozją, sklepy i Plac Konstytucji, który świecił pięknymi neonami… Tu nic nie świeciło, chyba że grzyb na ścianach wiecznie niedogrzanego bloku lub światła aut, od których było gęsto na trasie. Kiedy odwiedziła nas moja babcia ze wsi, nie spała całą noc, bo czekała, aż samochody przejadą. Nie przejechały.

quote

W stanie wojennym trasą przejeżdżały za to czołgi i wozy bojowe.

W stanie wojennym trasą przejeżdżały za to czołgi i wozy bojowe. Pamiętam ten obraz. I wielką maskotkę psa, którą wiozłam tu autobusem ze Śródmieścia. I kilka lalek, które sadzałam na wersalce, by prowadzić dla nich lekcje. I to, że całą szkołą chodziliśmy do Rawaru grabić liście w czynie społecznym.

 

Grochowska społeczność osiedlowych dzieci to był istny gabinet osobliwości, a podwórko — magiczny świat, który zmieniał się wraz z naszymi potrzebami: raz był polem bitwy, innym razem domem, to znów sklepem. Przez kilka dobrych lat nie było potrzeby wyściubiać nosa poza podwórko, zwłaszcza że rodzicielskie obserwatorium okienne było naszą krótką smyczą, która bez żadnych radykalnych nakazów skutecznie trzymała nas na widoku.

Agnieszka Bińczycka w młodzieżowym pokoju, fot. nieznana, Warszawa 1991, Grochowskie Archiwum Społeczne.

Agnieszka Bińczycka w młodzieżowym pokoju

O dziwo, rodzice bez strachu patrzyli na karkołomne zabawy na niebezpiecznych drabinkach, koślawych karuzelach, skorodowanych i zardzewiałych huśtawkach czy wyszczerbionych betonowych murkach. Byliśmy jak artyści w cyrku, każdego dnia ktoś wykonywał swój popisowy numer: salto mortale z najwyższych szczebli wprost do piaskownicy, ewolucje gimnastyczne na trzepaku czy chodzenie bez trzymanki po wierzchołku drabinek.

quote

Czasami szliśmy pod kapliczkę, którą opiekowała się pewna starsza pani.

Czasami szliśmy pod kapliczkę, którą opiekowała się pewna starsza pani. Mieszkała w bloku, który nie pasował do pozostałych. Koledzy i koleżanki z tego bloku mieli dziwne mieszkania: jedni bardzo duże z niezliczoną ilością schowków, inni — skonstruowane ze ścianek dzielących wielkie pomieszczenie na części, których mieszkaniu potrzeba. Mówili, że ten budynek był przedtem hotelem pracowniczym. Przejście jego piwnic stanowiło punkt honoru w naszej dziecięcej bandzie. Czułam się tam jak w tunelu strachów w wesołym miasteczku. 

 

Za niebieskimi drzwiami przy ulicy Majdańskiej był Pewex, dolarsowy sklep z klockami Lego, lalkami Barbie, niewiarygodnie smacznymi lizakami i gumami do żucia. Można było o tym wszystkim pomarzyć z twarzą przyklejoną do wystawy sklepowej albo wejść i przez chwilę powdychać zapach z innego świata.

W blokach lat 90., fot. nieznana, Warszawa 1991, Grochowskie Archiwum Społeczne.

W blokach lat 90.

Kiedyś rozkopali wszystkie rury na osiedlu. Rodzice narzekali, że jest jak na wojnie, a ja się cieszyłam, bo ten sposób połączyli podwórka labiryntem długich podziemnych korytarzy, które szybko stały się ulubionym miejscem naszych zabaw. 

Rury zasypali, kiedy byłam kilka lat starsza i czas wolałam spędzać w klubie, który zaaranżowaliśmy sami w niczyjej piwnicy. Co to było za miejsce! Nasze i na naszych zasadach, poza jakąkolwiek kontrolą i poza systemem. Grochowskie podwórka to była idealna scenografia do realizacji wszelkich form młodzieńczego buntu: pierwsze papierosy w gęstych krzakach, miejsca, gdzie nikt nam nie przeszkadzał lub z nich nie wyganiał, jak szkolne patio od strony boiska z murkami i schodkami, które należały tylko do nas. Wówczas Grochów rozciągnął się wzdłuż i wszerz, narosło kolejnych bloków, przybyło nam nowych kolegów i koleżanek.

quote

Doświadczenia lokalne zszywają ludzi niewidzialnymi nitkami na zawsze.

Doświadczenia lokalne zszywają ludzi niewidzialnymi nitkami na zawsze. Bawiliśmy się na jednym podwórku, staliśmy po cukier na kartki w tych samych kolejkach. Uniwersytet Grochowski miał swoją przestrzeń i język, ale z czasem jego działalność przebrzmiała, a klasa z ławką przy trzepaku zamieniła się na lekcje on-line. W końcu życie wśród innych zamieniło się na życie obok siebie z zupełnie inną listą lokatorów.

Widok z okna, fot. nieznana, Warszawa, Grochowskie Archiwum Społeczne.

Widok z okna

Agnieszka Bińczycka — magistra filozofii, absolwentka pedagogiki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, aktorka cyrkowa i animatorka kultury z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem w branży. Związana ze stołecznymi instytucjami kultury. Pracowała także jako redaktorka portalu Czas Dzieci. Pisze głównie o sztuce cyrkowej. Od 1981 do 2019 roku mieszkanka Grochowa, miłośniczka sztuki ulicznej, osiedlowych zakamarków i podróży.

Chcesz podzielić się swoim wspomnieniem?

Kliknij i zgłoś tekst! Skontaktujemy się z Tobą, żeby omówić jego publikację.


Dostępność zbiorów

Zbiory są dostępne w ramach licencji Creative Commons BY-SA 4.0. Oznacza to, że możesz z nich korzystać, ale musisz wskazać autorstwo tekstu oraz jego źródło: Grochowskie Archiwum Społeczne. Szczegóły na temat licencji znajdziesz tutaj ⇒


Wzór przypisu

Agnieszka Bińczycka, Uniwersytet Grochowski, Warszawa 2024, Grochowskie Archiwum Społeczne.

Powiązane

Odkrywaj grochowskie historie

Przejdź do zbiorów